Podróż śladami polskich uchodźców, spotkanie z Maharadżą, pomoc potrzebującym i nocleg na wysokości 4500 metrów. To tylko część opowieści, jakie przywieźli ze sobą uczniowie Słowaka po 50 dniach spędzonych w Indiach.
Talika to prawnuczka polskiej uchodźczyni. Jej prababcia po opuszczeniu Syberii wraz z pięcioma tysiącami innych polskich dzieci znalazła azyl w Indiach u maharadży, który zaadoptował samotne dzieci. Ponad 70 lat po tych wydarzeniach, inny maharadża ponownie ugościł Polaków w tym samym miejscu. Na szczęście w innych okolicznościach. Uczniowie Słowaka wyprawę rozpoczęli w Mumbaju, skąd wyruszyli tropem polskich akcentów w Indiach. Odwiedzili groby polskich uchodźców z czasów II Wojny Światowej, a także spotkali się z ludźmi związanymi z Polską.
– Maharadża kiedy dowiedział się, że jesteśmy w jego mieście, zaprosił nas do swojego pałacu. Jest to bardzo bogaty człowiek, ale robi też bardzo dużo dla lokalnej społeczności. W trakcie rozmowy okazał się niezwykle sympatyczny i żywo zainteresowany Polską – opowiadają uczestnicy wyprawy.
Po krótkiej wizycie u maharadży, wyprawa przeniosła się do Aurangabad. Tam podróżnicy zwiedzili duży świątynny kompleks wykuty w skale i wyruszyli na północ do Kadżuraho, gdzie zobaczyli sanktuaria poświęcone kamasutrze, indyjskiej sztuce miłości.
Kolejnym przystankiem w trakcie podróży chorzowskiej młodzieży była Kalkuta. Tam na trzy dni zostali wolontariuszami w domach św. Matki Teresy i pomagali siostrom ze zgromadzenia Misjonarek Miłości w opiece nad potrzebującymi.
– Chodzi o to, żeby pensjonariusze wiedzieli, że ktoś z nimi jest i czuli się kochani – odpowiada Patrycja Charkot, uczestniczka wyprawy, zapytana o to, co było ich najważniejszym zadaniem na wolontariacie.
Obecność chorzowian w domach pomocy nie ograniczyła się jedynie do wsparcia psychicznego. Młodzież prała ubrania, myła pacjentów, pomagała w poruszaniu się, karmiła, goliła, czytała, a nawet organizowała wolny czas, czyli na przykład inicjowała… grę w kręgle z butelek.
– Jestem zadowolony z postawy młodzieży. Pokazali swoje człowieczeństwo, pracując jako wolontariusze. Nie mieli oporów, by kontaktować się, czasami wyściskać z ludźmi, których zna się od kilkunastu minut. To jest dowód na to, że wszyscy jesteśmy tacy sami – komentuje Przemysław Fabijański, dyrektor AZSO nr 1 i organizator wyprawy.
Po opuszczeniu Kalkuty wyprawa „Słowaka” skierowała się ku ważnym ośrodkom religijnym w Indiach. Chorzowianie zwiedzili Bodh Gaję, święte miasto buddyzmu, Waranasi, święte miasto hinduizmu, Armitsar i Złotą Świątynię – najważniejsze miejsce dla wyznawców sikhizmu.
– Nauczyłem się kompletnie różnego podejścia do życia, że da się inaczej, tak po indyjsku, czyli na spokojnie i z pełną otwartością – opowiada Kamil Kwak, uczestnik wyprawy.
Następnie przyszedł czas na najwyższe góry świata – Himalaje i Karakorum. Pokonali przełęcz Rothang La (3979m) i Kharadung La (5359m), jedną z najwyżej położonych przejezdnych dróg na świecie. Tam również nie obyło się bez przygód. Ze względu na osuwiska i nieprzejezdną drogę oraz na informacje o niepokojach w Kaszmirze, uczestnicy wyprawy zmienili plany i wrócili na południe.
– Spędziliśmy 50 dni w podróży, było mnóstwo ciekawych przygód, jednak zdarzały się również trudne sytuacje. Uczniowie też muszą zobaczyć, że życie nie jest łatwe i zdarzają się różne sytuacje. Młodzież mogła zobaczyć to wszystko na własne oczy – opowiada Przemysław Fabijański
Na trasie wyprawy nie mogło zabraknąć również Agry, gdzie znajduje się kilka najbardziej znanych perełek architektonicznych Indii m.in.: Tadź Mahal i Czerwony Fort. Na koniec chorzowianie spędzili cztery dni w stolicy kraju, Delhi. Metropolia, w której mieszka więcej ludzi niż w naszym kraju, zrobiła na podróżnikach duże wrażenie. Wśród rzeczy, jakie najbardziej im się podobały, poza naturą i zabytkami zgodnie wskazywali na mentalność Hindusów.
– Hindusi to mili, życzliwi ludzie, bardzo rozmowni, zawsze skorzy do pomocy. W trakcie pobytu w Dehli pytałem przechodniów jak mogę dostać się w dane miejsce taksówką. Przypadkowy człowiek poszedł ze mną do kierowcy i pomógł mi negocjować cenę, abym nie przepłacił – opowiada Jacek Brzoza, uczestnik wyprawy
Dyrektor Słowaka podkreśla, że wyprawa jak zwykle była permanentną pięćdziesięciodniową lekcją wychowawczą, lekcją geografii i języka angielskiego dla młodzieży.
– Najważniejsza jest ta wartość dodana, że młodzi ludzie przyjechali z powrotem do Polski już bardziej ukształtowani, dojrzalsi i odpowiedzialni – kończy Przemysław Fabijański