Podczas grudniowej sesji, Rada Miasta przyjęła budżet na 2023 rok. Jego opracowanie było jeszcze trudniejszym zadaniem niż poprzednio. Deficyt wyniesie ponad 100 mln zł.
– Budżet został na szczęście przyjęty. Oznacza to, że możemy spokojnie pracować nad 2023 rokiem, natomiast krótko mówiąc, budżet wygląda tragicznie. Różnica pomiędzy dochodami a wydatkami wynosi ponad 100 mln zł. Tak dużego deficytu jeszcze nigdy nie mieliśmy – mówi skarbnik miasta Małgorzata Kern.
Z czego wynika taka sytuacja? Wpływ na to ma przede wszystkim polityka centralna, która prowadzi do sporych ubytków w dochodach miasta w podatku od osób fizycznych. Zgodnie z najnowszymi wyliczeniami w kasie miasta brakuje blisko 70 mln zł dochodu z tytułu tzw. PIT-u. Takiego stanu rzeczy nie ratuje także wsparcie z Polskiego Ładu, bowiem środki, które z niego pochodzą są przeznaczone na określony cel, a te ze wspomnianego podatku mogłyby być wykorzystane na takie zadania, jakie założy samorząd. Dodatkowo rządowe środki nie wpływają natychmiast do kasy miasta, co generuje dodatkowe koszty.
– Pieniądze z Polskiego Ładu na razie są tylko na papierze. Realizujemy te inwestycje, ale zgodnie z założeniem tego programu środki otrzymujemy dopiero rok po ich wykonaniu. To generuje dodatkowe koszty. Przedsiębiorca, który wie, że otrzyma zapłatę rok później, przedstawia wyższą cenę, bo musi zabezpieczyć swoją płynność finansową – tłumaczy Małgorzata Kern. – Druga kwestia związana z inwestycjami z Polskiego Ładu – one są przeznaczone na konkretne obszary, a nie zawsze jest to, to co jest nam akurat potrzebne. Mamy tu do czynienia z uzależnianiem samorządów od przyznawanych środków – dodaje.
W takiej sytuacji konieczne jest wdrożenie kolejnego stopnia oszczędności. Te odczuwalne będą w niemal każdym obszarze funkcjonowania miasta, a szczególnie tych, które nie są wydatkami obligatoryjnymi – najbardziej ucierpią zadania z zakresu sportu i kultury. Zadania będą oczywiście dalej wykonywane, ale ich finansowanie będzie mniejsze. Co zatem z inwestycjami? O to chorzowianie mogą być spokojni, bowiem udało się wygospodarować się na nie środki.
– Przy tym słabym budżecie wygenerowaliśmy kwotę ponad 120 mln zł na inwestycje. To nie jest kwota powalająca w stosunku do lat poprzednich, bo co najmniej tyle z reguły miasto przeznaczało na inwestycje. Największe inwestycje, jakie mamy wpisane w budżecie, to przede wszystkim te, które są już rozpoczęte. Inwestycje nowe, to praktycznie tylko takie, które mają szansę na współfinansowanie, bo nie stać nas na to, żeby realizować je bez jakichś źródeł zewnętrznych – oznajmia skarbnik Chorzowa.
W tym kontekście miasto liczy przede wszystkim na środki z Unii Europejskiej, które jednocześnie są realnym i największym wsparciem dla samorządu. Całej sytuacji nie ułatwia także ogólna sytuacja gospodarcza na świecie, ale z nią jak przekonuje skarbnik, miasto sobie poradzi (tak jak z nowymi zadaniami – walka z pandemią, pomoc uchodźcom czy sprzedaż węgla) o ile nie będzie się odbierać pieniędzy samorządom. Dlatego największym problemem pozostaje wcześniej wspomniana centralizacja gospodarki w państwie.
– Jeżeli nadal samorządom będą odbierane pieniądze, to kompletnie nie wyobrażam sobie konstruowania budżetu na 2024 rok. Można przewidywać, że deficyt będzie wynosił wówczas 200 mln zł przy brakach perspektyw rozwojowych – ocenia Małgorzata Kern.