Po końcowej syrenie w hali MORiS rozległy się brawa. Kibice nagrodzili ambitną postawę futsalistów Cleareksu. Zabrakło tylko „wisienki na torcie”, czyli trzech punktów. Chorzowianie zremisowali z Widzewem Łódź 3:3 i opuścili strefę spadkową, ale ścisk w dolnej części tabeli jest ogromny.
Clearex walczy o utrzymanie, Widzew o awans do play-off. Żadna z drużyn nie kalkulowała, dzięki czemu w hali przy ul. Dąbrowskiego obejrzeliśmy bardzo ciekawe widowisko, okraszone sześcioma golami.
W meczu z łodzianami nie mógł wystąpić kapitan Cleareksu Szymon Łuszczek, który pauzował po ósmej żółtej kartce. Dobrą wiadomością był powrót po kartkowej karencji Macieja Mizgajskiego oraz Kacpra Burzeja (wyleczył kontuzję). Zagrał także Aleksander Hartstein, gdyż jego czerwona kartka (w ostatnim meczu z Lesznem) została anulowana.
Zwłaszcza obecność Burzeja miała ogromne znaczenie. Bez cienia przesady można stwierdzić, że golkiper Cleareksu w pierwszej połowie utrzymywał zespół w grze. Musiał się wykazać już w 20. sekundzie, zatrzymując w sytuacji sam na sam Daniela Krawczyka, najlepszego snajpera w historii Ekstraklasy. Niespełna pół minuty później znów uderzał „Krawiec”, ale Burzej był na posterunku.
Bramkarz z Chorzowa bronił także kolejne uderzenia – Norberta Dregiera i Krawczyka. Clearex starał się stworzyć zagrożenie po stałym fragmencie gry (strzał Macieja Mizgajskiego po rozegraniu rzutu rożnego) albo z kontry (Sebastian Brocki trafił w boczną siatkę).
W 17. minucie Mariusz Seget, będąc przed bramką Widzewa, został popchnięty przez Wiaczesława Kożemiakę. Ukrainiec zobaczył żółtą kartkę, a rzut wolny na gola zamienił Brocki. Uderzył obok muru, pokonując 19-letniego Macieja Nasiłowskiego (w pierwszej połowie zmieniał się dwukrotnie z Dariuszem Słowińskim, pierwszym bramkarzem Widzewa, który miał problemy zdrowotne).
Radość chorzowian trwała niestety tylko… 17 sekund. Widzew błyskawicznie wyrównał. Kożemiaka naprawił błąd – jak na klasycznego piwota przystało, odwrócił się z piłką i pokonał Burzeja. Kilka sekund później mogło być 2:1 dla gości, ale Burzej w kapitalnym stylu obronił strzał Kożemiaki.
Na początku drugiej połowy podopieczni Rafała Krzyśki odzyskali prowadzenie. Mizgajski zagrał przez całe boisko w kierunku Brockiego. Podania nie przeciął Brazylijczyk Marlon, a „Brocky” zaskoczył Słowińskiego. Za moment mogło być 3:1, gdy w zamieszaniu podbramkowym oko w oko z golkiperem Widzewa stanął Dewucki. Udało mu się „położyć” Słowińskiego, piłka toczyła się do bramki, ale wybił ją jeden z zawodników z Łodzi.
Później znów gorąco było po drugiej stronie. Najpierw w poprzeczkę trafił Joao Bernardes, a za moment Burzej musiał wyciągać piłkę z siatki. To był pojedynek doświadczenia z młodością. 40-letni Krawczyk w sytuacji jeden na jeden zachował się jak profesor. Ograł 19-letniego Hartsteina, a bramkarz Cleareksu nie był w stanie uratować sytuacji.
Chorzowianie w drugiej połowie stracili Piotra Ćwielonga, który po akcji pod bramką Widzewa upadł na boisko i zwijał się z bólu. Na ławkę wrócił o własnych siłach, ale do gry już nie. – Piotrka boli kolano – tłumaczył po meczu trener Rafał Krzyśka.
Nieporozumienie w obronie Cleareksu mogło zakończyć się fatalnie. Krawczyk padł w polu karnym, zabrzmiał gwizdek sędziego i wydawało się, że będzie rzut karny dla Widzewa. Jednak arbitrzy uznali, że doświadczony futsalista symulował i ukarali go żółtą kartką.
W 31. minucie Brocki po indywidualnej akcji był bliski skompletowania hat-tricka. Po jego strzale piłka przeleciała obok słupka. Później Clearex miał furę szczęścia, gdy po stracie Dominika Jankowskiego Kożemiaka trafił w poprzeczkę.
Na pięć minut przed końcem chorzowianie wykonywali rzut rożny. Dewucki przerzucił piłkę do Brockiego, a ten z woleja pokonał bramkarza Widzewa. Trafił w krótki róg i po raz trzeci tego dnia cieszył się z gola.
Widzew szybko wprowadził lotnego bramkarza, a na boisku pojawił się także grający trener Marcin Stanisławski. Goście długo rozgrywali akcję, a chorzowianie dali się zepchnąć bardzo głęboko. W końcu piłka trafiła pod nogi Krawczyka, który się nie pomylił. Po raz trzeci Widzew doprowadził do wyrównania. I na tym nie poprzestał. Nadal grał z wycofanym bramkarzem, chcąc przechylić szalę na swoją stronę. Obie drużyny miały po pięć fauli, więc przedłużony rzut karny „wisiał w powietrzu”. Ostatecznie jednak wynik nie uległ już zmianie i po raz trzeci w tej rundzie Clearex zremisował w hali MORiS.
– Niestety nie dowieźliśmy tego prowadzenia. „Krawiec” (Daniel Krawczyk – przyp. red.) ostatnio nie strzelał, a tu nagle dziś strzelił dwie – przyznał Sebastian Brocki, który trafił trzykrotnie dla Cleareksu. – Bramki mnie cieszą, ale zamieniłbym je na trzy punkty. Fajnie, jak się strzela i drużyna wygrywa. A jak się nie wygrywa, to te gole nie cieszą tak jak powinny – dodał w rozmowie z „Chorzowianinem”.
Trener Rafał Krzyśka nisko pokłonił się przed swoim zespołem.
– Tyle zdrowia, ile włożyliśmy w ten mecz… To jest nieprawdopodobne. Widać to po chłopakach, po ich twarzach. Daliśmy z siebie, ile mogliśmy, wystarczyło na remis. Boli, że prowadziliśmy kilka razy. Mam nadzieję, że ten punkt w ogólnym rozrachunku da nam utrzymanie i że w kolejnych meczach będziemy w pełnym składzie – podkreślił Rafał Krzyśka.
Po zdobyciu piętnastego punktu w sezonie Clearex opuścił strefę spadkową. Lepszą różnicą bramek wyprzedza Red Devils Chojnice i AZS UŚ Katowice (także po 15 pkt.). Jednak drużyny te dopiero zagrają w 24. kolejce – katowiczanie w Bochni, zaś chojniczanie w Warszawie z Legią, która obecnie zamyka tabelę (14 pkt.).
W następnej kolejce chorzowianie zmierzą się na wyjeździe z Dremanem Opole Komprachcice (26 marca, godz. 18.00).
24. kolejka FOGO Futsal Ekstraklasy
Clearex Chorzów – Widzew Łódź 3:3 (1:1)
Bramki: Brocki trzy (17. rzut wolny, 24, 35) – Kożemiaka (17), Krawczyk dwie (26, 38).
Żółte kartki: Jankowski – Kożemiaka, Krawczyk, Dudek.
Clearex: Burzej – Mizgajski, Ćwielong, Brocki, Dewucki oraz Hartstein, Jankowski, Dubiel, Seget, Borkowski.
Widzew: Słowiński (Nasiłowski) – Pautiak, Marciniak, Joao Bernardes, Krawczyk oraz Dudek, Dregier, Fred, Marlon, Kożemiaka, Stanisławski.