Piłkarki Ruchu wyszły na mecz z MKS FunFloor Lublin z pięciominutowym opóźnieniem. Później napsuły krwi faworytowi, bijąc się jak równy z równym przez trzy kwadranse. Punktów w hali MORiS nie udało się jednak zatrzymać.
W Chorzowie doszło w sobotę do starcia dwóch najbardziej utytułowanych ekip w polskim handballu. Dziewięciokrotny mistrz Ruch podejmował MKS FunFloor Lublin, który po tytuł sięgał aż 22 razy. Przyjezdne co roku walczą o najwyższe cele, dlatego na Śląsk przyjechały jak po swoje. Ale szybko przekonały się, że „Niebieskie” tanio skóry nie sprzedadzą.
Piłkarki Ruchu wyszły na boisko z pięciominutowym opóźnieniem. W ten sposób zaprotestowały przeciwko zmniejszeniu wsparcia finansowego przez miasto (w tym roku klub ma otrzymać 200 tys. złotych, podczas gry w poprzednich latach kwoty przekazywane przez ratusz i miejskie spółki były znacznie większe).
Chorzowianki szybko zabrały się do roboty, a początek meczu był zgoła sensacyjny. Wynik otworzyła Polina Masałowa, za moment dwa razy bramkarkę z Lublina pokonała Marta Gęga, a w 11. minucie po celnym rzucie Aleksandry Salisz było 6:2. MKS po nieudanym początku stopniowo podnosił poziom i w 22. minucie wyrównał (8:8), po bramce Magdy Balsam. Do końca tej części toczyła się wyrównana walka. Podopieczne Ivo Vavry odzyskały prowadzenie (13:12), ale do szatni z minimalną przewagą schodził Lublin (13:14).
Początek drugiej połowy to niemal kopia początku meczu. Katarzyna Wilczek, Marta Gęga i Natalia Doktorczyk trafiały do siatki i MKS znów miał problem (16:14 w 34. minucie). Jednak zespół Pawła Telelewskiego nie z takich opresji wychodził, więc poradził więc sobie także w starciu z ambitnym beniaminkiem z Chorzowa. W ciągu sześciu minut zdobyć pięć bramek, tracąc tylko jedną.
Jeszcze w 42. minucie – po trafieniu Masałowej – Ruch przegrywał 19:21 i mógł pokusić się o niespodziankę. Końcówka była jednak koncertowa w wykonaniu zespołu z Lublina. Odskoczył na bezpieczny dystans i zwyciężył w Chorzowie 32:24.
„Niebieskie” po raz kolejny w tym sezonie postraszyły faworyta (podobnie było w meczach z Zagłębiem Lubin i KPR Gminy Kobierzyce) i niestety znów zostały z niczym.
– Zdawałyśmy sobie sprawę, jaki ten mecz będzie, jakiej wagi. Myślę, że to spotkanie było w naszym wykonaniu bardzo dobre. Pokazałyśmy że potrafimy grać w handball, że ten zespół ma charakter. Fajnie, że udało nam się z Lublinem powalczyć, w końcówce trochę zabrakło nam sił. Zostawiłyśmy sporo potu, charakteru i zaangażowania – mówiła Marta Gęga, rozgrywająca Ruchu, w przeszłości zawodniczka ekipy z Lublina.
Kapitan ekipy z Lublina Sylwia Matuszczyk chwaliła „Niebieskie”.
– Dziewczyny do 45. minuty bardzo dobrze się trzymały, napsuły nam sporo krwi, ale cieszę się, że to my w ostatnich minutach odjechałyśmy – powiedziała Matuszczyk.
Była to piąta z rzędu porażka „Niebieskich” w rundzie rewanżowej Orlen Superligi Kobiet. Do niedawna miały one sporą przewagę nad zespołami ze strefy spadkowo-barażowej. Obecnie jest ona minimalna. Ósmy w tabeli Ruch wyprzedza dziewiąte Młyny Stoisław Koszalin o zaledwie jedno „oczko”.
Za tydzień – 8 lutego o godz. 18.00 – chorzowianki zagrają w Elblągu ze Startem, czwartą ekipą w stawce.
Zobacz zdjęcia z meczu Ruch – Lublin (Fot. Marcin Bulanda)
14. seria Orlen Superligi Kobiet
KPR Ruch Chorzów – MKS FunFloor Lublin 24:32 (13:14)
Ruch: Ciesiółka, K. Gryczewska – Jasinowska 1, Salisz 1, Gęga 5, Iwanowicz, Doktorczyk 1, Widuch 2, Wilczek 4, Bondarenko 2, Masałowa 8.
MKS: Mamic 1, Wdowiak – Olek 3, Andruszak 4, D. Więckowska, Tomczyk 2, Matuszczyk, M. Więckowska 3, Posavec, Szynkaruk 4, Pietras 3, Balsam 5, Planeta 3, Rosiak 2, Nieuwenweg 2.