Erwin: Chorzów Stary był wyglancowany na święta. Pucowali. Chopcy wyłazili. Zamiatali.
Żodyn się nic nie pytoł, nic nie godoł, wszyscy zaiwaniali. Kurz a wiater szoł.
Marek: Teroz się to wszystko pozmiyniało. Tyż ludzie się zmiynili.
Jo nie chca powiedzić, że wtedy było lepi, a teroz jest gorzyj, ale wtedy było inaczyj.


Zdjęcia:
Marcin Śliwa, Mariusz Banduch

Tekst:
Marcin Śliwa


Jan

W Chorzowie Starym jesteśmy od setek lat, z dziada pradziada, od kiedy pamięć sięga. Udokumentowane zapiski o naszej rodzinie pochodzą z XVIII wieku. Ojcowizna ciągnie się od placu św. Jana po Bytków i Siemianowice. Tereny ojca sięgały Parku Śląskiego jednak za komuny przyszły wywłaszczenia w 1956 roku. Było tam pole grochowe, czyli dobra gleba, wbrew komunistycznej propagandzie o nieużytkach. Mam 4,5 hektara ziemi na własność, jednak dzierżawię i obrabiam znacznie więcej. Z rodziną uprawiamy głównie pietruszkę, kapustę, seler, buraki, marchew i pora. Teraz już coraz mniej ludzi gospodarzy, nawet hobbystycznie, bo Chorzów Stary jest intensywnie zabudowywany. W latach 80-tych jak się jechało traktorem bez kasku to twarz była cała w sadzy. Od momentu, kiedy ograniczony został przemysł, to jest tu zdecydowanie lepiej. Żyje nam się tu bardzo dobrze, tu się urodziliśmy, stąd jesteśmy.

Magdalena

Urodziłam się w Chorzowie Starym, tu chodziłam do szkoły. Wszystko zaczęło się tu w Sokolni, od gimnastyki sportowej, pięćdziesiąt lat temu. Na szkolnych zawodach zobaczył mnie trener i zaprosił na treningi gimnastyczne. Doszłam do pierwszej klasy sportowej, ale później już zakończyłam karierę. Zdobyłam kwalifikacje i zostałam w Sokolni, już jako trenerka.
Uczymy dzieci wszystkiego od podstaw. Zaczynamy od wzmocnienia mięśni, wypracowania prawidłowego kroku i postawy. Wszystkie najtrudniejsze elementy wprowadzamy w jak najmłodszym wieku, żeby później mogły upiększać figury i wykonywać je rutynowo. Na treningach jest dużo dzieci, dlatego wspiera mnie trener Wojtek. Jak jesteśmy na sali, rozumiemy się bez słów. W moim wieku nie jest wskazane podnoszenie ciężarów, bo obciążenia są duże, po kręgosłupie dają mocno. Trener Wojtek pomaga przy saltach oraz na lonży. Ja staram się tego nie robić, ale ciężko się oprzeć. Jesteśmy najlepszym klubem w Polsce i to zobowiązuje. Na Mistrzostwach Śląska zdobywaliśmy wiele pierwszych miejsc w różnych klasach. Nawet nie jestem tego w stanie policzyć. Nasi zawodnicy są w kadrze Śląska i w kadrze Polski, z którą brali udział w Mistrzostwach Europy i Świata. To moja ogromna pasja. Największą radość daje mi, kiedy dzieci przypominają sobie na zawodach uwagi i dobrze wykonują ćwiczenia.
W Chorzowie Starym kiedyś było bardziej prosto. Byli tu rolnicy, mieli swoje gospodarstwa, jeździli furmankami i można było do nich iść po mleko. Ludzie byli bardziej biedni, życie towarzyskie było bardziej przed domem, na podwórku. Jeden o drugim wszystko wiedział, ale jeden drugiego też wspierał.

Martyna

Urodziłam się w Chorzowie i chodziłam do szkoły nr 27, gimnazjum nr 6, a w liceum do Katolika, więc wszystko tu. Chorzów z dzieciństwa pamiętam bardzo fajnie, na tych placach dzieciaków było mnóstwo, wszyscy do dziś się kojarzymy i znamy. W pewnym momencie Chorzów miał opinię niefajną, ze względu na zaśmiecanie i problemy z alkoholem, ale wszystko się wyprostowało, pozmieniało. Chorzów Stary się wyzbierał przez park i nowe osiedla. Robi się powoli dzielnicą elitarną. Mimo tego, że jest w centrum aglomeracji, mamy czym odetchnąć: jest Park Śląski, Żabie Doły i skrawki pól uprawnych, które pozostały.
Ziemię kupiliśmy w 2017 roku. Pierwotnie miałam tu mieszkać i mieć dwa konie na własny użytek. Na początku 2018 przywieźliśmy tu pierwsze konie, choć nie było tu wtedy nawet stajni. Musieliśmy się troszeczkę napracować, wywieźliśmy dwadzieścia kamazów śmieci. Trzy, cztery miesiące oczyszczaliśmy teren. Aktualnie mamy już pięć koni jeżdżących i trzy źrebaki. Wszystkie to Tinker’y, czyli irlandzkie konie użytkowe. Jak przyjechały konie, ludzie zaczęli o nie pytać, dlatego podsypaliśmy teren pod ujeżdżalnię i zaczęliśmy organizować jazdy. Stajnia jeździecko-hipoterapeutyczna to odpowiedź na to, o co prosili nas ludzie. Konie zawsze były moją pasją, spotkały się tu z dużym zainteresowaniem. Cieszę się, że mogą zarobić na swoje utrzymanie i dawać radość ludziom.

Darek

„Chorzowianinem jestem z urodzenia. Mieszkałem w centrum, a z Chorzowem Starym łączą mnie obowiązki zawodowe. Jestem specjalistą psychoterapii uzależnień, pomagam osobom uzależnionymi od alkoholu, narkotyków i dopalaczy. Pracuję też z uzależnieniami behawioralnymi takimi jak hazard, zakupy, telefon, gry. W terapii bazuję na rozmowie indywidualnej i grupowej. Staram się nauczyć osobę radzić sobie z emocjami, przeżywać je, a nie sięgać po używki lub destrukcyjne zachowania. Największe trudności pojawiają się, kiedy osoby nie przychodzą tu z własnej woli. Bywa, że są one do tego przymuszane przez rodzinę lub instytucje. Wartością w tej pracy jest dla mnie to, że mogę pomagać. Często widzę, że terapia przynosi efekty i są pewne zmiany. Pomaganie ludziom i praca z ludźmi to jest coś, co zawsze chciałem robić.
Od 2008 roku pracuję jako terapeuta w Ośrodku Pomocy Osobom Uzależnionym i Ich Rodzinom. Wspólnie z dyrektorem i kilkoma innymi osobami udało nam się tu stworzyć ośrodek terapeutyczny z prawdziwego zdarzenia i pod tym względem Chorzów Stary to dla mnie szczególne miejsce.
Praca jest dosyć absorbująca, więc muszę mieć coś, co oczyści mi głowę. Potrzebuję wyjść i odciąć się od problemów, żeby nie myśleć o tym, o czym rozmawiam tutaj z różnymi osobami. Lubię posłuchać muzyki, zobaczyć dobry film i stand-up. Moim marzeniem jest to, żebym miał jak najmniej pracy, ale na to się chyba nie zanosi.”

Grzegorz, Patryk, Karolina, Adam

Grzegorz: „Interweniujemy, żeby coś się z tym działo. Jest tu jeden wielki smród.”
Karolina: „Mieszkamy niedaleko, jednak jest to uciążliwe. Nagromadziło się tego dużo i musieliśmy jakoś zadziałać, bo elektrownia ze swojej strony nie robiła nic. Zastanawialiśmy się nawet nad tym, czy się nie przeprowadzić.”
Adam: „Od urodzenia mieszkam w Chorzowie Starym. Aktualnie idzie tu ze smrodu zdechnąć, nawet w oknie kanarek mi zdechł.”
Patryk: „Zebraliśmy się właściwie przypadkiem. Jak się później okazało angażujemy się wszyscy bardzo długo, ale każdy na własną rękę, piszemy pisma do tych samych instytucji, działamy w tę samą stronę, ale indywidualnie. Założyliśmy grupę na Facebooku, gdzie każdy zainteresowany tematem pisze posty, wrzuca zdjęcia, skany pism. Razem jest łatwiej.
Cała sytuacja zaczęła się około dwa lata temu. Biomasa była składowana w big bagach i wszystko było w porządku. Od około roku jest to wysypywane luzem, czuć straszny smród, są samozapłony, zwierzyna się tym żywi. Doprowadzili ten kawałek dzielnicy do ruiny.
Ludzie bardzo chętnie uczestniczyli w pikiecie, która trwała ponad sześć godzin, dlatego podzieliliśmy się na grupy i cały czas było około 50 osób na miejscu. Pikieta pokazała, że relacje sąsiedzkie odżyły na nowo, po czasie izolacji spowodowanej koronawirusem. Czujemy radość, że nasze działania przyniosły skutek.”

Oliwia

Do Chorzowa Starego dojeżdżam codziennie z Rudy Śląskiej. W tutejszej szkole jestem od trzech lat, a biathlon trenuje już osiem lat. Rozpoczęło się od spotkania z Moniką Hojnisz, która bardzo mnie zainspirowała. Udało mi się zdobyć medal na Olimpiadzie Młodzieży w zimie i na wielu innych zawodach. Marzę o podium na seniorskiej Olimpiadzie. W przyszłości chciałabym zostać fizjoterapeutką i założyć rodzinę. Sport jest dla mnie całym życiem, daje mi dobre samopoczucie. To taka odskocznia od codzienności i moja największa pasja.

Klaudia

Codziennie dojeżdżam do szkoły ze Świętochłowic. Trenuję już cztery lata. Mama zawsze oglądała biathlon w telewizji i zaprowadziła mnie na pierwszy trening. Wcześniej byłam w Zrywie Świętochłowice, ale tylko miesiąc, bo klub upadł, a ja nie chciałam rezygnować z biathlonu. Tak trafiłam do UKS-u. Zdobyłam już wiele medali Mistrzostw Polski. W przyszłości chciałabym zostać dentystką. Sport daje mi radość i kształtuje charakter.

Martyna

Dwa lata temu przyjechałam do Chorzowa, żeby zacząć trenować w lepszym klubie – UKS Biathlon. Mieszkam tu w internacie. Biathlon trenuję już pięć lat. Wcześniej trzy lata trenowałam w klubie w Wodzisławiu Śląskim. Zdobyłam już kilka medali w Mistrzostwach Polski. Marzę o starcie na Olimpiadzie. W przyszłości chciałabym zostać dietetyczką. Ze sportu czerpie dużą radość. Wiąże z tym swoją przyszłość i to daje mi motywację do pracy.

Marek

Moja rodzina jest zwionzano z Chorzowym Starym łod wielu pokolyń. Brat robioł drzewo genealogiczne i dociągnął to do XVII wieku. Żona tyż pochodzi z Chorzowa Starego, także my som takie rodowite chorzowiany. Tutej żech się wychowoł, w budynku obok zakładu, tam żech lotoł po placu i tam my w fusbal grali – tu się wszystko zaczyło. Teroz mieszkom na Bytkowskij, trocha ulic dalij żech się przekludził. Jak żech mioł łosiemnoście lot zaczoł żech działalność gospodarczo, w tym budynku w piwnicy my zaczynali w 1991 roku. W prziszłym roku bydzie trzidzieści lot działalności moji firmy.
Chorzów Stary lot mojego dziecinstwa, a teroz to jest całkiem inny Chorzów. Pamiyntom bardzi takie więzi międzyludzkie. Ludzie po robotach tu siadali na placu, łozprawiali, te życie było takie towarzyskie. Co piontek wieczór gołymbiorze przijeżdżali z całego Chorzowa. Ludzie bardzi wychodzili na plac. Do nos była kara, że my na plac nie poszli. Teroz się to wszystko pozmiyniało. Tyż ludzie się zmiynili. Tu wszyscy wszystkich znali. Jo pamiyntom, że u nos w doma nikt niy zawiyroł drzwi na sień. Pamiyntom tyż duży szacunek do starszych. Jo do dzisiej do starszych ludzi godom za dwoje – „wy”. Jo nie chca powiedzić, że wtedy było lepi, teroz jest gorzyj, ale wtedy było inaczy.
Som jeszcze tu ludzie, kerzy pamiyntajom te czasy i starajom się to przekozać nastympnymu pokoleniu. Jo na przykłod starom się to wszystko moim chopcom przekozać, czy łozprawiając o tym, czy kultywując pewne zwyczaje. My na przykład, do dzisiej kiszymy kapusta. Z dzieciństwa pamiyntom, że dwa razy do roku my wieprzka biyli. To jo wtedy ani do szkoły nie szoł, bo jo musioł przy tym być. A potym smak tych krupnioków i tego wszystkiego. To są między innymi te ślonskie smaki, które już teroz ciynżko dostać. Staromy się w doma jeszcze coś z tego robić – na Wilijo warzymy siemieniotka, mocka, makówki. W niedziela na łobiod musi być nudelzupa, kluski, rolada, abo inksze miynso i modro kapusta.
Jak żech mioł siedym lot to pierwszy roz żech z łojcem na Ruch poszoł i tak mi zostało do dziś. Był czas nawet, że byłżech prezesym Ruchu. Wtedy na stadionie zaczyła powiywać ślonsko fana, kero tam jest do dziś. Poza tym mom klub piłkarski Marex Chorzów Stary. To jest drużyna futsalowo, w tej chwili nie momy już seniorów, ale jeden sezon my grali w Ekstraklasie.
Drugo mojo pasja to wszystko co zwionzane ze Ślonskiem, z kulturom, historiom, a szczególnie z godkom. Jest żech pomysłodawcom akcji „Godomy po Ślonsku”. Głównym celem tej akcji jest pokozać, że to nie jest ino język do wicowanio, śpiywanio, owszym tyż, ale nie ino.To jest normalny język, kerym się idzie porozumiywoć na co dziyń. Jak wyczuwom, że ktoś godo i jo zaczynom godać, to nom się dużo lepi porozumiewo, jakoś bariera pynko.

Genowefa

Urodziłam się w Chorzowie Starym koło Prezydenta. Tam mieszkałam siedem lat, a potem wyprowadziliśmy się do Maciejkowic. W Starym Chorzowie bardzo dobrze się mieszkało. Mieliśmy pole i było gdzie pracować. Kartofle my kopali, było żyto i pszenica. W zima my wszystko mieli z pola. Ludzie takie serdeczne byli. Bardzo fajnie było, wtedy się wychodziło i ani drzwi się nie zamykało, bo się człowiek nie musioł boć. My poszli na plac siednonć się i drzwi były otwarte. Żodyn nie wszedł. Takie było życie. Teroz kożdy dla siebie mieszko, kiedyś było całkiem inaczy. Pięć lot chodziłach do niemieckiej szkoły, a potem trzy lata do polskiej. Z polskim mi ciężko szło, ale z matmy byłam niezła.
Pracowałach całe życie, jak miałam osiemnaście lot zaczełach robić na kopalni Chorzów. Przez trzydzieści siedem lot. Jo robiła na przetoku i potem na stawni. Było ciężko, bo to jest tako chopsko robota. Pracowałach osiem godzin, czasami szesnaście. Po pracy na kopalni chodziłach po weselach, też pracowałach, bo trzeba sobie było dorobić. Bardzo lubiłach szydełkować i sztrykować różne serwetki i obrusy. No, ale teraz nie moga nic z tego robić, bo nie widza. Bardzo lubiałach czytać, romanse i takie kaj sie bijom. Czasami i do trzeciej w nocy czytałach. Jo była dziołchom, to jak tak do późna czytałach, mama mi światło gasiła. Jak byłach na stawni to też bez przerwy miałach książka, a mi nie było wolno, bo trzeba było pilnować. Roz przyszoł kierownik i mnie chycioł, ale nie powiedzioł nic. Nie miałach kiedy w domu czytać, bo jak się szesnaście godzin pracowało to nie było kiedy.
Teraz mam odpoczynek, z koleżankami chodza trzy razy w tygodniu do Klubu Seniora w Centrum Pracy Socjalnej. Tu my się poznali. Robimy dużo różnych rzeczy, obrazki często robia. Fajnie spędzomy tukej czas, między ludźmi.

Erwin

Tu kiedyś mieszkała służba, a richtich ojcowizna jest na Placu św. Jana 5. Stamtąd pochodzi mój dziadek, a mój ojciec się urodził już w tym domu. W tamtym pokoju, brat się urodził w ‘33 roku i jo się urodził w ‘43. My się oba w tyj samyj izbie urodzili i on się urodził w Chorzowie, a jo nie. Jak Niemce wkroczyli to była już Koningshutte.
Pierszo nazwa tego sam rejonu to boł Gensi Rynek. Tam kaj stoi prokuratura to był stow. Z całego Chorzowa ściągali gęsi i tam się one kąpały. Jak zaczął przemysł się tu wciskać, to nazwali to Przedewsie. Wcześniej tu wszędzie były domy drzewianne. W ostatnim domu bywoł Pistulka. Największy rozbójnik śląski, zostoł ścięty w Bytomiu. Loża na ścięciu kosztowała 3 marki, mój dziadek ze strony matki tam boł. Pado, że już wincyj by na coś takie nie szedł. A za 3 marki szło cały miesiąc żyć wtedy. Tam kaj powstała Dolina Szwajcarsko, Pistulka podobno zakopoł swój skarb. Muj ujek go szukoł i pół doliny przekopoł, i ponoć tam jeszcze jest, bo co dokopywoł się w takie jedno miejsce, to nikaj nie było burzy, a tam loło niemożliwie, że nie szło dalij kopać.
Jakiekolwiek święta się zbliżały Chorzów Stary był wyglancowany, pucowali, glancowali, chopcy wychodzili, zamiatali, żodyn się nic nie pytoł nic nie godoł, wszyscy zaiwaniali – kurz a wiater szoł. Chorzów był bardzo fajny i zgrany. Kulturowo był bardziej zespolony ze sobą. Kożde spotkanie to boła muzyka, tańce, śpiywy niemożliwe. Grołech na akordeonie, jeszcze mom austriacko hohnerka z ‘37 roku. Jak postawili baraki kułakom to haja była. Mój łojciec we wieczór już nie szoł do szynku się piwa napić abo coś. Jo szoł, jo się nie boł. Jak Gierek wszoł na tron to rozpuściło się to jak żydowski komzon.
To zdjęcie jest z Drużynowych Mistrzostw Śląska, jo boł w GKS Prezydent. W ‘62 roku to boł Wyścig o Złoty Kask Chorzowa. To było 14 lipca i temperatura w słońcu kajś 40 stopni i my jechali pod Redyna,to było chyba trzecie czy czwarte okrążenie, organizm rozgrzony do perfekcji. Tam w willi była studnia i ktoś kibel wody na mnie wyloł. I zaroz uderzenie termiczne, trzy lata w szpitalu, rok nieprzytomny. Termiczne zapalenie opon mózgowych.
Zawodowo jako stolorz robiłech siedym lot. Potym żech poszedł do huty Kościuszko, do obsługi urządzeń energetycznych – robiłech jako maszyniok. Później jo robił na taksie, ale długo żech nie jeździł, bo wszyscy poumierali i trza się było zająć łojcowiznom.

Grzegorz

Księgi wieczyste istnieją od 1812 roku. Jeden mój dziadek był Czechem, który przyszedł tu po wojnie trzydziestoletniej. Drugi dziadek miał dwa kawałki pola: od ulicy Bożogrobców po Bytków i od ulicy Siemianowickiej przez Stadion Śląski. Mój chrzestny ojciec miał grunty na osiedlu ptasim w Brynowie. Zawodowo byłem elektrykiem, tak jak ojciec. Osiem lat pracowałem w Politechnice Śląskiej, skąd wyrzucili mnie za przynależność do Solidarności, w której nigdy nie byłem. Próbowałem zająć się rolą. zorganizowałem z Piotrem Kawką i Janem Nowokiem zespół rolników i sprowadziliśmy do Chorzowa pierwszy kombajn zbożowy. Będąc małym szkrabem już widziałem jak się wyniszcza rolników. Tak długo jak pamiętam, jesteśmy prześladowani przez państwo. W 1952 roku zaczęła się historia wywłaszczania nas spod Stadionu Śląskiego. Mój ojciec i reszta rodziny chciała otrzymać inne grunty zamienne, jednak nigdy ich nie dostali.
Do konfraterni Bożogrobców należeli między innymi synowie Bolesława Krzywoustego i zakonnicy, którzy wrócili z Jerozolimy. Dostali polecenie zlikwidować w Chorzowie prawosławny klasztor z Moraw. Chorzowianie przez setki lat służyli w służbach specjalnych. Bywało, że jak jakiś agent długo pożył, to służył jednemu państwu, a po jakimś czasie znajdował się już w innym. Ci ludzie pozostawali wierni swoim mocodawcom, ale zdarzało się tak, że dziad służył u innego władcy, a wnuk u innego.
Kobiety zawsze tu miały takie same prawa jak mężczyźni lub nawet większe. Wszystko dzięki prawu flamandzkiemu, jakie obowiązywało tutaj do 1792 roku. Mężczyzn bardzo długo nie było, bo byli zaangażowani w liczne wojny. Napisałem książkę o nieznanej historii Chorzowa na podstawie ustnych przekazów i rodzinnych archiwów.

* Materiał powstał w ramach działania „Nowa Kultura na Starym sfinansowanego ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Projekt „Stary 2020. Ludzie i miejsca” miał na celu wsparcie integracji lokalnej społeczności. Jest to również zachęta do uważnego i wrażliwego spojrzenia na drugiego człowieka znajdującego się w bliskim sąsiedztwie. Na reportaż składają się opowieści osób związanych z Chorzowem Starym, które łączą dawne i współczesne spojrzenia na dzielnicę.