Zdzisław Wolny w elitarnym klubie maratończyków

Zdzisław Wolny po biegu w Londynie otrzymał dwa medale. Ten z prawej za ukończenie prestiżowego cyklu World Marathon Majors Fot. Archiwum Zdzisława Wolnego

Berlin, Nowy Jork, Tokio, Chicago, Boston i Londyn – przez te miasta wiodła droga chorzowianina Zdzisława Wolnego do „Wielkiego Szlema” w maratonie. Prezes firmy Clearex wstąpił 28 kwietnia do elitarnego klubu i otrzymał wyjątkowy medal.

Przez wiele lat Zdzisław Wolny stał na czele futsalowego klubu Clearex Chorzów. Stworzył go w 1995 r. Początkowo drużyna występowała w turniejach i ligach środowiskowych, ale stopniowo było o niej coraz głośniej – w kraju, a później także w Europie. W 1999 r. debiutowała w rozgrywkach ekstraklasy i od razu wywalczyła mistrzostwo. W sumie sięgała po złoto pięć razy, dwukrotnie zdobyła Puchar Polski.

Clearex z powodzeniem występował także w Lidze Mistrzów. W 2001 r. awansował do turnieju finałowego w Lizbonie (z udziałem ośmiu drużyn), pięć lat później był bardzo blisko gry w Final Four. Wygrał także prestiżowy turniej Ford Genk Cup w Belgii. Zdzisław Wolny był nie tylko prezesem klubu, przez pewien czas także menedżerem drużyny.

59-latek nadal przychodzi na mecze Cleareksu. Kilka dni temu cieszył się z brązowego medalu mistrzostw Polski wywalczonego przez drużynę Mirosława Miozgi. Nie jest już jednak bezpośrednio zaangażowany w sprawy drużyny. Zachował stanowisko honorowego prezesa, przekazując w 2013 r. stery żonie Irenie, a następnie Andrzejowi Leszczyńskiemu.

Sport nadal jednak stanowi bardzo ważną część w jego życiu. Zwłaszcza bieganie, które uprawia od ponad dziesięciu lat. Zdzisław Wolny specjalizuje się w maratonach ulicznych (42,195 km), a także ultramaratonach (każde zawody powyżej dystansu maratońskiego) górskich.

Wszystko zaczęło się w 2009 r. – Pojechałem w rejs na Karaiby. W podróży czytałem m.in. wywiad z Tomaszem Lisem, który mówił, że chciałby kiedyś przebiec maraton. Z kolei w innej gazecie przeczytałem o euforii biegacza – wspomina.

Ale inspiracją stał się dla niego pewien Niemiec. – Siedzieliśmy przy międzynarodowym stoliku. Amerykanie, dwóch Walijczyków, Niemcy, my Polacy. Każdy o czymś mówił, taki międzynarodowy tygiel. Później wszedłem do siłowni, na orbitrek. Na ostatnim decku była także trzystumetrowa bieżnia. Patrzę, a ten Niemiec, który siedział z nami przy stoliku, po niej biegnie. Raz, drugi, trzeci i tak chyba ze 40 minut. Zapytałem go o to bieganie, a on pokazał mi, że jest po otwartej operacji serca. Schudł 20 kilogramów, a lekarz zalecił mu właśnie jogging. Gdy przypłynęliśmy do Cartageny w Kolumbii, kupiłem sobie trampki i dwa-trzy razy poszedłem pobiegać na tym decku – mówi nam Zdzisław Wolny.

Po powrocie do Polski postanowił sprawdzić się w terenie. – Powiedziałem żonie: „Irena, spróbuję obiec Park Śląski”. To był bodaj koniec stycznia, początek lutego. Założyłem kurtkę, buty do tenisa i przebiegłem 7,5 kilometra. Zapytałem Bartka Wowra (pracował w Cleareksie jako fizjolog – przyp. red.), ile zajęłoby mi przygotowanie do maratonu. „Znając pana, to dziewięć tygodni”. I tak też było – uśmiecha się prezes firmy Clearex.

3 maja 2009 r. Zdzisław Wolny stanął na starcie pierwszej edycji Silesia Marathonu. Postanowił, że „złamie czwórkę” (pobiegnie poniżej 4 godzin). Cel osiągnął, uzyskując czas 3:57:49. Od tego momentu – przez dziesięć lat – przebiegł aż 59 maratonów (jego rekord życiowy to 3:40:20 w Berlinie).

Ostatni do tej pory maraton – 28 kwietnia 2019 r. – pokonał w Londynie. Z jednej strony chorzowianin spiął klamrą dekadę z bieganiem. Z drugiej, postawił kropkę nad „i”, wchodząc do elitarnego klubu maratońskiego. Trafiają do niego ci, którzy ukończą sześć biegów z cyklu Abbott World Marathon Majors. To najbardziej prestiżowe maratony w wielkich metropoliach: Europy (Berlin, Londyn), Ameryki Północnej (Chicago, Boston, Nowy Jork) oraz Azji (Tokio).

W 2009 r. Wolny pobiegł w Berlinie, rok później w Nowym Jorku, w 2011 r. w Tokio oraz Chicago. Wówczas jeszcze nie planował maratońskiego „Wielkiego Szlema” (oficjalna nazwa WMM funkcjonuje od 2013 r.). O skompletowaniu „szóstki” pomyślał po ubiegłorocznym biegu w Bostonie. Pozostał mu tylko Londyn.

– Miałem trochę stresu związanego z tym biegiem. Wyjątkowe miejsce, prawie 40 tysięcy uczestników, doping, hałas – mówi. Na metę przybiegł po 4 godzinach, 22 minutach i 47 sekundach. Zmęczony i wzruszony. Odebrał dwa medale – pierwszy za ukończenie zawodów w Londynie, drugi za ukończenie cyklu Abbott World Marathon Majors. To specjalny, tzw. sześciogwiazdkowy medal (Six Star Finisher Medal) – od sześciu miast wchodzących w skład WMM.

„Wielkim Szlemem” – według statystyk opublikowanych przez organizatora cyklu – pod koniec marca br. mogło się pochwalić niespełna 5000 biegaczy z całego świata, w tym zaledwie 42 Polaków.

Zdzisław Wolny pokazał niedawno sześciogwiazdkowy medal Mariuszowi Czerkawskiemu, byłemu znakomitemu hokeiście. Spotkali się podczas gry w golfa, która – obok biegania – stała się drugą pasją chorzowianina. Czerkawski był pełen uznania dla jego osiągnięcia.

– Mariusz Czerkawski wziął medal, omiótł spojrzeniem te wszystkie miasta, w Nowym Jorku sam przecież kiedyś grał. „Innym achillesy 'siadają’, Ty masz wyjątkową budowę” – powiedział mi. Miło było usłyszeć to z ust tak wielkiego sportowca – mówi Zdzisław Wolny.

Prezes firmy Clearex startował praktycznie we wszystkich najważniejszych maratonach ulicznych. Oprócz tego można go spotkać także na szlakach. Od 2011 r. bierze udział w ultramaratonach górskich. Zaczęło się od Biegu Rzeźnika, później ukończył m.in. Bieg 7 Dolin w Krynicy, Łemkowyna Ultra Trail czy Bieg Granią Tatr.

Jego marzeniem jest pokonanie trasy kultowego biegu w Alpach – Ultra Trail du Mont Blanc (171 km, 10000 m przewyższenia). W zeszłym roku ukończył inne zawody w ramach alpejskiego festiwalu – niezwykle trudny technicznie TDS (121 km, 7300 m przewyższenia). Zapamięta to do końca życia.

– Euforyczności gór nie można porównać z ulicą. TDS pokonałem w ponad 30 godzin. Z pięciokilogramowym plecakiem. Nie wiem, skąd miałem siły w końcówce. Gdy finiszowałem w Chamonix, spotkało mnie coś niezwykłego. Ludzie, zupełnie mi obcy, bili mi brawo, potrafili docenić to, od ilu godzin jestem już na trasie. Coś niesamowitego – kończy Zdzisław Wolny.

Jeszcze więcej wiadomości z Chorzowa