Dziś ponownie otwarto lokale gastronomiczne. Restauracje dostosowały się do nowych wymogów i przyjmują już pierwszych klientów. Pytamy lokalnych restauratorów o to, jak wyglądały ostatnie 2 miesiące i jak odnajdują się w nowych realiach.
Wprowadzenie procedur epidemicznych nie stanowiło dużego problemu dla restauratorów, gdyż przepisy sanitarne w branży gastronomicznej już wcześniej były wymagające.
– Przed epidemią też dezynfekowaliśmy stoliki specjalnymi płynami, a w toaletach były ręczniki papierowe zamiast suszarek, dlatego przejście do nowej rzeczywistości jest w miarę bezbolesne – komentuje Jan Góralczyk z lokalu „Waga zwycięstwa”.
Poza zaopatrzeniem się w środki dezynfekujące restauratorzy musieli również przygotować odpowiednie informacje dla klientów i nieco przearanżować przestrzeń.
– Przed ponownym otwarciem musieliśmy rozwiesić wszystkie informacje dotyczące procedur, dezynfekcji i mycia rąk. Część stolików została wyłączona z użytkowania, a te które są dostępne dezynfekujemy po każdym kliencie. Na ogródku, gdzie standardowo stoi dużo więcej stolików mamy tylko cztery miejsca. Na sali mamy miejsce dla dwunastu osób. Liczymy na to, że przy dobrej pogodzie ludzie znów będą nas odwiedzać – komentuje Anna Gąsior z Pizza Dominium.
Choć większość lokali przez ostatnie dwa miesiące prowadziła obsługę na wynos oraz dowóz do klienta, to w wielu przypadkach taka forma działalności nie pozwalała generować zysków.
– Funkcjonowały u nas dowozy, ale głównie po to, by istnieć marketingowo. Z punktu ekonomicznego to się nie spinało – komentuje Jan Góralczyk z lokalu „Waga zwycięstwa”.
– Prowadziliśmy kuchnię na dowóz i na wynos ale było bardzo ciężko. Duże wsparcie okazał nam właściciel kamienicy obniżając nam czynsz o połowę. Liczymy na to, że po otwarciu zaczniemy się odbijać, bo przez dwa miesiące „jechaliśmy” na stracie – komentuje Iwona Grzywocz, właścicielka restauracji Piwniczka Piccolo.
Niektóre z lokali przerwę w wizytach gości wykorzystały na remonty i zmiany w menu.
– To bardzo trudny czas. Nie ukrywam, że w tym okresie, w którym byliśmy totalnie odcięci od klientów straciliśmy bardzo dużo. Cieszę się, że nikt się nie poddał i została z nami większość naszej załogi. Wykorzystaliśmy ten czas na mniejsze i większe prace remontowe. Mamy różne nowe pomysły i udoskonalamy nasze menu, aby było jak najbardziej atrakcyjne – zapewnia Marcin Aleksiej, właściciel Kraken Restopub.
Pomimo dużych strat i niepewnej przyszłości, restauratorzy nie poddają się i starają się z optymizmem patrzeć w przyszłość.
– Ten okres był dla nas trudny. Dwa ciężkie miesiące i tak naprawdę nie wiemy co nas czeka w najbliższych kilku. Ponowne otwarcie jeszcze nie oznacza, że sytuacja zmieni się diametralnie na korzyść restauratorów. Staram się jednak walczyć i jestem optymistą. Czapki z głów dla Chorzowa i Katowic. Ulgi, jakie otrzymaliśmy w tych miastach, są dla nas bardzo ważne i jest to wielka pomoc – mówi Janusz Paterman, właściciel Paterman Cafe.